W drugim tygodniu wymiany uczniowie i uczennice z Bonn przyjechali do Polski. Podróż pociągiem trwała aż 13 godzin - najpierw z Bonn do Berlina (5 godzin), a potem ze stolicy Niemiec do Warszawy. Jednakże ekscytacja i chęć przygody przezwyciężyły zmęczenie i już wieczorem tego samego dnia cała grupa spotkała się nad Wisłą. Było ciepło, wiał leciutki wiatr, a my mogliśmy podziwiać rzekę i nasz Stadion Narodowy widniejący na drugim brzegu. Czyli miły i spokojny wieczór w naprawdę fajnym gronie.

Następnego dnia był dzień w rodzinach. Jako że była to leniwa niedziela, niektórzy zostali w domach, pokazując Niemcom jak taki zwykły dzień w polskiej rodzinie wygląda. Inni jednak (w tym ja) byli na tyle spragnieni wrażeń, że udali się do Starej Miłosnej na 40-minutową zabawę w Laser Tag, czyli Paintball Laserowy. Bieganie po labiryncie w ciemnościach, skradanie i uniki, a do tego ogromna dawka adrenaliny, gdy nagle ktoś z drużyny przeciwnej wyskoczy zza rogu - bezcenne. Rozegraliśmy bitwę: Polacy kontra Niemcy. Ciężko powiedzieć kto wygrał, bo szanse były wyrównane, a zabawa przednia. A wieczorem znów spotkanie - wspólny grill w domu uczestnika z grupy polskiej. Czyli integracja na okrągło ;).

Nastał poniedziałek i wszyscy ruszyli do szkoły. Niemcy potowarzyszyli nam przez kilka lekcji, a potem pojechaliśmy razem do Pałacu Kultury. Na niebie nie było ani jednej chmurki, więc mieliśmy świetne widoki na panoramę miasta. Do domu wróciliśmy roześmiani, bo naprawdę dobrze się rozumiemy i mimo tego, że mówimy w różnych językach, miło spędzamy razem czas.

We wtorek spotkaliśmy się wszyscy pod Kolumną Zygmunta. Zrobiliśmy sobie spacer po słonecznej Starówce i przez Trakt Królewski doszliśmy do Muzeum Sztuki Współczesnej. Wystawa była raczej dziwna i długo musieliśmy się zastanawiać, o co w niej chodzi i jaki ma przekaz. Oczyściliśmy głowy z zagmatwanych myśli dopiero w przepięknym Parku Łazienkowskim. Jak dobrze, że mamy maj i wszystko jest zielone i zalane słońcem! Środę spędziliśmy na zwiedzaniu Krakowskiego Przedmieścia, a wieczorem o 19:00 czekała nas wisienka na torcie - Warszawskie Planetarium w Centrum Nauki Kopernik. Fotelowate krzesła były miękkie i wygodne, a w sali z okrągłym sufitem było ciemno, lecz film o Czarnych Dziurach był fascynujący - usnęli tylko ci, którzy noc w noc nie spali i nie mieli lepszej okazji by odpocząć. Nieszczęśnicy przegapili wspaniałą podróż w kosmos, która choć trochę odsłoniła nam jego tajemnice. Ja zaś sama siedziałam zaintrygowana i wsłuchiwałam się z uwagą w każde słowo Piotra Fronczewskiego, które rozbrzmiewało z głośników. Niemiecka grupa dostała słuchawki, tak że mogli co nieco zrozumieć z tych wszystkich ciekawostek serwowanych im po angielsku.
I tak minął kolejny, niezapomniany wieczór.

A piątego dnia wymiany czekała nad podróż do Krakowa. Po drodze wstąpiliśmy do Oświęcimia. Naprawdę miło było słyszeć od niemieckiej grupy, że bardzo im zależy na zwiedzeniu Auschwitz. Wszyscy byli poruszeni i w ciszy oddawali cześć ofiarom obozu. Widać było, że każdy szanuje to miejsce i aż do powrotu do autokaru na żadnej twarzy nie gościł uśmiech.
W Krakowie zjedliśmy pomidorową i schabowego z ziemniakami, a wegetarianom zaserwowano ruskie pierogi - czyli pokazaliśmy tradycyjną polską kuchnię (no ale przynajmniej wszyscy byli „satt”) - a potem zakwaterowaliśmy się w hotelu o pokojach z tak wysokimi sufitami, że przypominały psychiatryk (choć właściwie z tego względu były do nas idealnie dostosowane). Wieczorem zrobiliśmy sobie spacer po mieście w świetle latarni. Ledwo co było widać, więc zwiedziliśmy Subway’e i delikatesy. Zawsze jakieś atrakcje.
Tej nocy mało kto spał, wszyscy zajęci byli integracją ;) . Włącznie z nauczycielami, którym nie daliśmy najmniejszej szansy na odpoczynek, biegając z jednego pokoju do drugiego w asyście chichotów i "ćśśśś!", które sprawiały, że było jeszcze głośniej i wszystko echem się niosło.

Tak więc następnego dnia każdego rozentuzjazmowała wieść o odpuszczeniu zwiedzania kolejnego muzeum. I bardzo dobrze – według mnie (jak i zapewne każdego przeciętnego ucznia) muzea służą jedynie do zapełnienia planu wycieczki między zakupami a obiadem. A i dzięki temu mieliśmy więcej czasu na nacieszenie się Starówką i „einkaufen’em” w Sukiennicach i trzypiętrowym Empiku. Później grupa niemiecka zwiedzała Kazimierz, a Polacy udali się na spacer poznawczy po Krakowskich budowlach. Pani profesor Kamila Załuska świetnie sprawdziła się jako znawczyni architektury, pokazując nam to, co najpiękniejsze i najciekawsze w okolicy. Równo w południe zabrzmiał Hejnał Mariacki, a my siedzieliśmy pod pomnikiem Adama Mickiewicza, wsłuchani w tą hipnotyzującą, średniowieczną melodię. Po kolejnej dawce zakupów i wizyt w cukierni, musieliśmy pożegnać się z Krakowem i wsiąść do autokaru. Kolejny dzień pełen wrażeń dobiegał końca - o 22:00 byliśmy pod naszym mickiewiczowskim liceum, zasypiając na stojąco.

Niestety nadszedł ostatni dzień. Goście ze smutnymi minami pakowali walizki, a wcześniej przez kilka godzin szaleństwa w Złotych Tarasach wydawali Euro na rzeczowe pamiątki, bo tu w Polsce podobno taniej.

Tak czy siak, wymiana dobiegła końca. Widać było, że mało kto z grupy niemieckiej tęskni do domu. Wszyscy byli oczarowani Polską, a my Polacy odkryliśmy na nowo uroki naszego kraju. Przez te dwa tygodnie przeżyliśmy wspaniałą przygodę i zawarliśmy mnóstwo przyjaźni. Większość Niemców spragnionych dalszych wrażeń odwiedzi nas w te wakacje. Kto wie, może kiedyś my wyjedziemy na studia do Niemiec? Wtedy z pewnością powitają nas z otwartymi ramionami i pomogą się oswoić.

Nie wiem jak inni, ale ja z chęcią wybieram się na wymianę w przyszłym roku. Tylko teraz będzie ciężej się dostać, bo reszta szkoły rzuci się na zapisy, po usłyszeniu jak świetnie się bawiliśmy ;).

W trzech niemieckich słowach: "Es war geil!". Po polsku będzie krócej, ale wolę nie tłumaczyć. Trzeba wziąć udział w wymianie, żeby zrozumieć!   Aleksandra Jeż (klasa I D)